Jeśli tylko zapragniesz, świat Raashtram stoi przed Tobą otworem. Może zechcesz zostać mym Władcą? Nie obawiaj się, jeśli władza to nie to czego szukasz, to możesz przewodzić szlacheckiej rodzinie, prowadzić lokalny biznes, albo może... poszukasz miłości? Jeśli to za mało to mój brat próbuje imponować kobietom swymi wyczynami i przygodami, więc możesz jego wysłuchać.
Och... wybacz o Pani
Twa uroda onieśmiela nawet tak dzielnego rycerza, jak ja. Chcesz posłuchać o mych wyczynach? A może sama poszukujesz przygody? Moja siostra opowiada o spokojnym życiu poświęconym rodzinie i pracy, ale dla mnie życie to przygody! Odkrywanie nowych stworzeń, badanie każdego zakamarka Raashtram i świata poza nim! Walka z piratami, potworami i innymi stworami, które zagrażają tym ziemiom! Nie zwlekajmy dłużej, znalazłem już idealne miejsce na naszą wspólną przygodę.
Skąd "Ostatnie Życzenie"? Bowiem twym ostatnim życzeniem przed śmiercią byłaby jedna, jedyna uczta w tym miejscu. Choć całe Croglin Grange potrafi przyprawić z niebywałą łatwością o wyjątkowo poważną gęsią skórkę, akurat w tej tawernie nie da się pamiętać o grozie miasta. Może i Ostatnie Życzenie ma dosyć wątpliwą reputację, a jednak nie da mu się odmówić wspaniałego jadła oraz cudownych napitków. Właściciel pozbawiony jest jednego oka, a polegając tylko na drugim często wynajmuje sobie do pomocy losowych oprychów, aby pilnowali porządku. Nierzadko sami go burzą. ~Astraea Neventhile
Nie przepadał za takimi "lokalami" o wątpliwej reputacji, ale nie mógł być też wybredny. Nie zawsze przecież chodził do porządnych lokali bo nie wszystko dało się tam załatwić. W takim miejscu, jak to łatwiej było poszukać "ofiary", którą zabrałby ze sobą, bądź skonsumowałby na miejscu. Nie mniej obecnie nie było nikogo ciekawego nawet do rozmowy czy chociażby wymienienia spojrzeń. Dlatego trwał przy najlepszym stoliku pod ścianą, z kieliszkiem wina i cedził je z niezadowoleniem, bo smak również nie zwalał z nóg. Wolałby o wiele starsze wino, a to, które teraz pił było chyba nawet młodsze od niego samego. Jak tak można! Oburzające... Powinien wygarnąć oberżyście, ale nie miał ochoty się dla niego fatygować.
(nie ma to jak zaliczać dwie tawerny jednocześnie, Ab zamienia się w pijaka)
Ab załatwiała akurat arcyważne sprawy w Groglin Grange (czyt. kupowała buty), stwierdziła że ma jeszcze sporo czasu, tak więc wstąpi do tawerny. Bo niby czemu nie, może zje coś małego (akurat była pora na kolację), napije się, pogapi na ludzi. Nazwa brzmiała ciekawie, więc niby czemu nie? Zaparkowała konia i weszła do środka. Zamówiła sobie ciastko wiśniowe (a co tam, raz na jakiś czas można sobie pozwolić), do tego jej ulubione czerwone wino z wyższej półki (a przynajmniej najwyższej na jaką było stać ten lokal), które wzięła do ręki wraz z kieliszkiem. Rozejrzała się za jakimś ładnym miejscem. Niektórych stolików nadal nikt nie posprzątał, ominęła je szerokim łukiem. Był ten jeden ponury, samotny stolik w kąciku. Nie zachęcał jej. No to jej wzrok padł na stoliczek pod ścianą, całkiem niczego sobie. Niestety, przy stoliczku ktoś już siedział. Ktoś wyglądał dość estetycznie, tak więc stwierdziła, że oleje kwestie przestrzeni osobistej i tego, że jeszcze ze 2-3 stoliki były wolne. Przysiadła się. -Wolne? - spytała po fakcie, odkorkowując butelkę.
Przez ułamek sekundy, jakby przyglądał się kobiecie z wahaniem, ale już po chwili przesuwał nieco własną flaszkę i kieliszek oraz gestem wskazywał jej i tak już zajęte przez nią miejsce. - Dla pięknej damy, zawsze - powiedział niskim tonem z cieniem uśmiechu na ustach i błyskiem w oku. Zdecydowali się na to samo wino. Najlepsze w tym przybytku ale i tak beznadziejne. Jego nowa towarzyszka z pewnością była bardzo piękna, ale i miała w sobie coś z drapieżnika. Nie wiedział, czy nadaje się na ofiarę.. miał specyficzny gust. Plus wyraźnie widział, że to Nashor. Teraz ma okazję bliżej poznać przedstawicielkę tej rasy, chociaż i tak spotkał już wiele Nashorów w swym życiu.
Na wzmiankę o pięknej damie uraczyła go krótkim spojrzeniem, ale nic nie odpowiedziała. Jest bardzo łasa na komplementy, ale prędzej odgryzie sobie język, niż przyzna się do tego. Jeden z kącików jej ust uniósł się bardzo nieznacznie, może o milimetr, może mniej. Poza tym zachowała kamienną twarz. Nalała sobie około pół kieliszka, coby zacząć dość spokojnie. Po chwili spojrzała na identyczną butelkę obok jej własnej. -Widzę że mamy podobny gust. Abaddon Hope. - o ile gustem można nazwać bycie zmuszonym do wybrania trunku z niższej półki z powodu braku czegokolwiek lepszego. Pzedstawiwszy się wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku. Pozwoliła sobie na bliższe przyjrzenie się rozmówcy. Z tak bliska była w stanie z 90-procentową pewnością stwierdzić, że naprzeciwko niej siedzi wampir, a konkretniej ventrue. Powalająca uroda mówi sama za siebie. Nic w tym zresztą dziwnego, w końcu znajduje się na ich ziemi, prawda? Pytanie tylko, czy powinna się w związku z tym obawiać? Po chwili dotarło do niej zamówione przez nią ciasto. Przetarła widelec dokładnie serwetką, bo miała wątpliwości co do jego stanu czystości. -A więc co osoba z, jak mniemam, wyższych sfer robi w taniej tawernie dla biedoty? To tak z zamiłowania, z przymusu, czy szukasz obiadu? - na to ostatnie zerknęła w jego stronę.
Faktycznie nazwanie ratowania się najlepszą, ale i tak fatalną butelką wina w takiej spelunie "podobnym gustem", było dość dziwne, ale Vladimir nie dał po sobie znać, że tak uważa. Wszak był z zupełnie innej 'epoki'. Może i wiele ras żyło długo, ale niewiele dożywało aż tak długo, jak Dracula, toteż nie miewał zbyt wielu kompanów, z którymi mógł pogwarzyć o dawnych czasach. - Dokładnie tak. Vladimir Dracula Tepes, do usług pięknej damy - powiedział wstając z miejsca i z niezwykłą delikatnością, ale i stanowczością porywając dłoń Abaddon w swą własną, a następnie składając nań delikatny pocałunek (rzut 1k6 na powodzenie w Uwiedzeniu +1 powiodło się). Po tym zabiegu puścił jej dłoń i z szarmanckim uśmiechem raz jeszcze skinął głową i zasiadł znów na swym miejscu. Nienaganne maniery bogatych i wiekowych wampirów były znane już chyba we wszystkich sferach, a tym bardziej w Helu. Obserwował kątem oka ciasto kobiety, ale kulturalnie odwrócił lekko wzrok by nie wpatrywać się w nią podczas jedzenia... to niegrzeczne. Zaśmiał się lekko i krótko, jakby nie przywykł do normalnego i niespiętego śmiechu na dłużej, słysząc pytanie ognistowłosej kobiety. - Powiedzmy, że lubię mieć oczy i uszy otwarte, a w takich miejscach wiele można usłyszeć i ujrzeć... chociażby nieziemskie i piękne zjawiska, jakie teraz mam zaszczyt podziwiać - powiedział z lekko kokieteryjnym uśmiechem, ale bez zbędnych mrugnięć czy innych tych niedojrzałych zachowań podlotków i słabych podrywaczy. - Zresztą nie boję się brudzić rąk i nie uważam się za kogoś lepszego na tyle by nie móc niekiedy odwiedzać takich miejsc. Jeśli chodzi zaś o "obiad"... Wolałbym nazwać to "deserem" i z reguły to go nie szukam, a raczej czekam, aż sam się zgłosi - rzekł niskim głosem, mrużąc lekko oczy, jakby dawał do zrozumienia, że faktycznie deserki lgną do niego i ustawiają się w kolejkach. Bo tak było, nie ma co udawać. - Jeśli można. Chciałbym zrewanżować się pytaniem o cel pobytu w takim miejscu, tak pięknej damy - dodał po chwili z cieniem uśmiechu błądzącym na ustach.
Ostatnio zmieniony przez Vladimir Tepes dnia 03.04.15 18:40, w całości zmieniany 1 raz
Nie zdążyła nawet jakoś specjalnie zareagować, wyrwać dłoni, ani nic, bo złapał ją z zaskoczenia. Razy, gdy ktoś całował ją po rączkach mogła policzyć na palcach jednej ręki, zawsze walczyła z traktowaniem ją niczym królewnę. W lekkim osłupieniu patrzyła jak jej dłoń, zamiast zostać po prostu uściśniętą, została porwana i ucałowana. Dopiero po ułamku sekundy zorientowała się, że może już zabrać rękę i zamknąć buzię (ponieważ szczęka jej minimalnie opadła). No tak. Wampiry. One tak mają. Dziwnym był fakt, że nie warknęła na niego, ani nie zaprotestowała w żaden inny sposób. W miarę szybko przebrnęła przez pierwszą połowę tego kawałka ciasta. Gdy pierwszy głód został zaspokojony, odłożyła widelczyk, od czasu do czasu tylko do niego wracając. Dobrze, że już nie jadła, gdy do jej uszu dotarły jakże zgrabnie słowa Vladimira, ponieważ w przeciwnym razie niechybnie by się udławiła. Owszem, bardzo ceniła gdy ktoś jej się 'podlizywał', ale to było zupełnie co innego. Istnieje pewna granica pomiędzy wazeliniarstwem, a uwodzeniem, a Vlad właśnie stanął po jej drugiej stronie, wybudował mur i postawił kontrolę celną. Nie miał zielonego pojęcia, że Abaddon jest osobą zupełnie aromantyczną, odporną na wszelaki podryw i, jak wielu sądzi, niezdolną do odczuwania jakichkolwiek pozytywnych emocji względem innych (to nieprawda, swojego psa kocha całym sercem). "Z lenistwa, czy z łaskawości?" - zjadliwy głosik w jej głowie zareagował na informację o ochotniczym deserze. Ostre ząbki przygryzły jednak w porę rozdwojony język demonicy, sama nawet nie wiedziała czemu. -Ochotnicze deserki wiedzą, że zostaną schrupane, czy liczą na upojny wieczór lub romantyczny spacer? - spytała, nie mogąc powstrzymać chociaż tej drobnej, subtelnej kropelki wredoty. Wiedziała, że są tacy dziwacy, których najzwyczajniej w świecie kręci utrata krwi na rzecz niezwykle pięknej istoty pragnącej zaspokoić głód. Na pytanie o jej cel pobytu zerknęła na swego konia za oknem. Skubał sobie spokojnie resztki trawy przed budynkiem. -Droga do domu daleka, a ja nie przepadam za kanapkami na drogę. A przy jedzeniu ciekawiej ogląda się pijaków nie mogących trafić do drzwi, niż nienagannie ubrane towarzystwo jedzące w ciszy z łokciami przy żebrach. Niby prosta rozrywka, a jak bawi.
Uwodzenie, kręcenie, manipulacja oraz wszelkie inne tego typu interakcje z innymi osobami, były dla Vladimira codziennością. I chociaż potrafił brudzić sobie ręce, pobawić w szantaż lub zastraszanie, albo pogrozić sztyletem na gardle, to jednak w życiu zdobywał to czego chciał "po dobroci". O wiele prościej i przyjemniej mu to przychodziło. Upił powoli kilka łyków wina, jakby próbował nie myśleć o jego smaku. Czerwona kropla zatańczyła w kąciku jego ust, ale jego kciuk dopadł ją zanim spłynęła po brodzie. Przy tym ruchu na moment ukazał jeden ze swoich kłów, a jego oczy cały czas skupione były na kobiecie. - Ależ, ależ. Masz bardzo stereotypowe i nieprawdziwe informacje o Ventrue, moja droga. Deserek może liczyć i na upojną noc, miły spacer, a także informację o byciu owym deserem. Wiele osób tego pożąda, gdyż jest to niezwykłe doznanie porównywalne z orgazmem, ale rzekomo znacznie lepsze w rękach doświadczonego Ventrue. Owszem zdarzają się idioci, którzy mordują, czy okaleczają na stałe, ale takie osoby zwiemy mordercami i trafiają się u każdej rasy - wyjaśnił to spokojnie i cały czas z cieniem uśmiechu błądzącym na ustach. Kobieta wydawała się niezwykle ciekawym egzemplarzem nashora. Zastanawiał się czym parała się w życiu, ale z drugiej strony nie był aż tak zainteresowany by pytać. Inne istoty były dla niego przelotnym pokarmem i chwilowym doznaniem. W jego życiu nie było miejsca na nic więcej, a i oduczył się przywiązywania lub okazywania uczuć, czy chociażby odczuwania większości z nich.
Innymi słowy, Vlad był pod tym względem kompletnym przeciwieństwem Ab, która jako osoba pozbawiona uroku osobistego wszystko zdobywała siłą i terrorem, ewentualnie pieniędzmi. Zazwyczaj jej się udawało, chociaż nie przysparzało jej to przyjaciół. Niestety, to było po prostu silniejsze od niej, a wszelakie przejawy dobroci serca ze swej strony postrzegała jako słabość. Nim odpowiedziała na jego wywód, upiła kilka łyków ze swojego kieliszka i zaczęła mówić dopiero po jego odstawieniu. -W różnych towarzystwach krążą różne informacje. A ja przez te swoje dwieście lat życia miałam przyjemność i nieprzyjemność spotkać różne typy przedstawicieli waszej rasy. Jednych można spokojnie nazwać przeciętnymi mordercami, a innych, tak jak wnioskuję, że również i ciebie, określiłabym jako osobniki żyjące w mutualizmie ze swoimi żywicielami. Ba, niektórych być może powinno się nawet nazwać dobroczyńcami, chociaż nie mnie to oceniać, ponieważ nigdy nie robiłam za honorowego krwiodawcę. Mówiąc to dolała sobie wina, spoglądając spokojnie na czerwony płyn przelewający się do kieliszka. -Natomiast jakkolwiek szarmancki, uprzejmy i elegancki byś nie był, po każdym można spodziewać się wszystkiego. Zdarzają się obrzydliwie przesłodkie anioły-psychopaci, a i zdarzają się gargulce-dobrotliwi samarytanie, nieprawdaż? Ja mogłabym okazać się skrytobójcą mającym zlecenie na ciebie, a ty mógłbyś zajść mnie od tyłu tuż po wyjściu z tawerny i całkowicie wysuszyć. Właściciel mógłby znienacka wyjąć kuszę i powystrzelać wszystkich, a przynajmniej tych co bardziej wrażliwych na tego typu obrażenia. Ja tylko biorę pod uwagę różne opcje. - oznajmiła głosem podejrzanie spokojnym jak na nią. Pozbawionym całkowicie emocji, ale nie w ten niepokojący, typowy dla niej sposób.
Podobno przeciwieństwa dobrze się uzupełniają, więc akurat mogło to działać na plus w ich ewentualnych relacjach. No może oprócz "dobroci serca"... On nie tylko uważał jej przejawy za słabość, ale w ogóle nie posiadał czegoś takiego. Inna kwestia, że doskonale udawał i manipulował innymi. Nawet gdy udawał miłego i sympatycznego, to zawsze miał ku temu jakiś cel. Na słowa kobiety zaśmiał się lekko i miękko, po czy, upił ostatniego łyka z kieliszka. Nie dolewał sobie, jednak a miast tego oparł brodę na splecionych palcach, a łokcie na stole i spojrzał na Abaddon z tajemniczym uśmiechem i wzrokiem. - Piękna i inteligentna. Te dwie cechy rzadko idą w parze. A obawiałem się, że takie połączenia wymarły i gdy ktoś powala urodą, to nie wykaże się intelektem. Zaskoczyłaś mnie - powiedział powoli wyraźnie zadowolony. Kątem oka spojrzał na karczmarza i klientelę, po czym znów na rozmówczynię. - A ja? Jak Ci się zdaje...? Jestem bardziej typem anioła psychopaty, czy może jest we mnie coś, co wykracza po za ten obstukany już szablon.. A może jestem niegroźnym facetem ze słabością do pięknych dam i ich towarzystwa..? - zapytał z cieniem uśmiechu i jakby zainteresowaniem, ciekaw zdania Abaddon.
Owszem, był to ten rodzaj przeciwieństwa, który mógłby stanowić swego rodzaju most. Pytanie teraz, co jest gorsze, otwarta złośliwość i władczość Abaddon, czy też skryta i subtelna manipulacja Vladimira? Lepiej, gdy ofiara jest niczego nieświadoma i wesoła, lecz żyje w iluzji, czy gdy jest świadoma, acz niezadowolona, bądź wręcz przerażona? Na pewno jednak wiadomo, co wygląda zgrabniej. -Cóż poradzić, ludzie ostatnio masowo zrzekają się mózgu na rzecz ulotnej i względnej wartości, jaką jest uroda. A te nieliczne okazy, które już siądą do jakiejś książki, zatracają się w niej na tyle, że zapominają o bożym świecie. Teraz to ona napiła się ze swojego kieliszka. -Mężczyźni nierzucający głupich uwag o kuchni uzbrojonym kobietom również są rzadkością. Chyba oboje możemy się uważać za przedstawicieli zagrożonych gatunków. - dodała po chwili, zerkając na leżący obok niej na siedzeniu niemal półtorametrowy miecz. Zanim odpowiedziała na jego pytanie, dała sobie chwilę na zastanowienie, intensywnie się w niego wpatrując, starając się dobrać odpowiednie słowa. -Całkiem niegroźnym na pewno bym cię nie nazwała. Jest w tobie coś... Niepokojącego. Natomiast co do psychopaty... Nie dowiem się, póki nie obudzę się w sali tortur, pięć metrów pod ziemią. - powiedziawszy to, dopiła swoje wino. Czy z racji niepewności, kto naprzeciw niej siedzi bała się? Niespecjalnie.
Mimo woli uśmiechnął się na słowa kobiety. To była prawda. Uroda i inteligencja? Takie połączenie było rzadkie, a akurat oboje je posiadali. W każdym razie o ile nie pomylił się, co do kobiety. Słuchał uważnie jej słów udając wyraźne zaciekawienie, chociaż tak na prawdę, bardziej zależało mu by się nieco otworzyła i zainteresowała jego osobą. Lubił to... No i lubił pozostawać w myślach innych osób. Takie znaczenie terenu pt. "tu byłem". Zaszczycił nawet spojrzeniem jej miecz i jakby z uznaniem uniósł brwi. - Hah. No może być też tak, że w ogóle się nie obudzisz, albo obudzisz się przykuta kajdanami do mego łoża. Tacy też się trafiają - powiedział jakby lekko kokieteryjnie, ale już po chwili usiadł normalnie i dolał sobie do kieliszka. - Jednak osoba na moim stanowisku i z mą reputacją nie bawi się w takie nieczyste i brudne "zabawy", jak to wątpliwie zwą takowe persony. Toteż twemu życiu ani przez chwilę nic w mym towarzystwie nie zagraża... Ale nie sądzę byś się tym martwiła. Z takim mieczem... - urwał i skinął głową w stronę żelastwa, upijając łyk wina z kieliszka. - Piękny. Widziałem też chyba katanę zdobioną perłami, czy się nie mylę? Wspaniała robota, chociaż ja ozdobił bym go misterniej - dorzucił komentarz z cieniem uśmiechu dającym do zrozumienia, że on i upiększanie groźnych przedmiotów idą w parze.
Niewiele osób szczyci się pozostaniem w pamięci Abaddon na dłużej, niż parę tygodni, o ile nie spotykają się z nią regularnie. Jednak 'mentalny' terytorializm jest zapewne czymś lepszym, niż ten fizyczny. -Wówczas chyba lepiej by było dla ciebie, gdybym obudziła się martwa (przepraszam, musiałam, to była pierwotna wersja, ale po chwili zrozumiałam swój błąd xD) wcale się nie obudziła. Też mam kły, i o ile jeśli ty byś mnie ugryzł, raczej skończyłoby się to anemią, ale gdybym to ja ugryzła ciebie, skończyłoby się paraliżem. - rzuciła unosząc lekko jedną brew i uśmiechając się tajemniczo. Czemu by nie kontynuować tego wyścigu teoretycznych zbrojeń? W końcu na chwilę obecną nie było do końca wiadomo, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. -Ależ oczywiście. Wizerunek jest niezwykle ważny. Ty nie mógłbyś wyjść na psychopatę, ja nie mogłabym wyjść na miłą i łatwą do zdobycia. Jesteśmy tak silni i potężni, a jednak coś tak wątłego i łatwego do odebrania trzyma nas w ryzach. Miło jednak wiedzieć, że nie miałbyś skrupułów, gdyby nie kwestia tego, co inni pomyślą. - może zabrzmiało to nieco zbyt filozoficznie, ale nie było to prawdą? Reputacja od dawna pęta ręce władców i osób sławnych. Uniosła brwi dość wysoko na jego słowa. -Och, doprawdy? Nie wiem, czyje ręce ją wykonały, więc nie powiem ci, czy to był jakiś wybitny nadworny specjalista, czy jakiś wariat żyjący w górach, dłubiący scyzorykiem w kamieniach polnych. Ale jeśli chcesz dowieść swoich słów, to raczej nic nie stoi na przeszkodzie, abyś spróbował zaimponować mi bardziej, niż osoba, która wykonała moją katanę. - rzuciła z cieniem wyzwania w oczach. Każda szansa na zdobycie nowej, pięknej i niebezpiecznej broni jest dobra, nieprawdaż?
Właściwie to ona zaczęła wyścig zbrojeń, gdyż on sam przyznał, że raczej kobieta nie ma się czego obawiać z takim wyposażeniem, jakie posiada. Ale widać chciała to podkreślić. Jemu to nie przeszkadzało. Przy okazji dowiadywał się ciut więcej o niej samej, jak i Nashorach. - Wizerunek? Ależ nie... Ja mówię o pewnego rodzaju etyce oraz tym, że najwyraźniej wyewoluowaliśmy nieco bardziej niż ci bezmyślni psychopaci i mordercy. Nie obawiam się o reputację, ale uważam, że taka osoba, jak ja nie musi się zniżać do polowań, brudzenia się, mordowania i tego typu zwierzęcych zachowań, do jakich niekiedy się Ventrue sprowadzają - powiedział niezwykle spokojnie i jakby z zadowoleniem informując, że on nie musi martwić się o swą reputację. Wyraźnie miał ją albo na tyle rozbudowaną, albo tak w nosie, że gdyby chciał to mógłby się nieco pobrudzić. I kto wie? Może czasem się brudził? Chociaż pewnie nie osobiście. Chwilę siedział w milczeniu spoglądając na broń kobiety, aż w końcu westchnął i wyciągnął swoją wizytówkę. Wręczył ją demonicy. Było na niej napisane jego imię i nazwisko, herb rodowy, a także adres zakładu jubilerskiego. - Jeśli będziesz kiedyś chciała zdobić broń, lub nawet mocować na niej kryształ mocy, to zapraszam. Mówię o tym bo wątpię byś przyszła po biżuterię, acz takową też posiadam - powiedział z lekkim rozbawieniem, jednocześnie prawiąc kobiecie komplement, że nie ma jej za rozpuszczoną pannicę, co myśli tylko o błyskotkach... Ale ozdabianie broni to sztuka ważna dla wojowników. W końcu broń wiele o nich mówi.
A i owszem, bo Abaddon uwielbiała podkreślać, że z nią lepiej nie zadzierać. Nieważne, czy ktoś miał zamiar zadarcia, czy też nie. Może odstraszanie co mniej odważnych ludzi sprawiało jej satysfakcję, a może poczucie bezpieczeństwa. Tylko bezpieczeństwa przed czym, jeśli w takim wypadku wokół niej zostawali tylko ci na tyle potężni, by stanowić zagrożenie? - Brudzenie się i mordowanie to to, co robię zawodowo. - powiedziała, rzucając mu długie spojrzenie. - Jest to też dokładnie to samo, co robi seryjny morderca, jednak o nim powie się, że zabija za pieniądze, tudzież że jest psychopatą, a o mnie, że spełniam swój obywatelski obowiązek. Tylko i wyłącznie dlatego, że ja mam reputację, odznaczenia i stanowisko, a on znaleźny scyzoryk oraz dlatego, że ja zabijam na zlecenie ważnej osoby tych, których mi się wskaże, a on zabija kogo chce. Ja dostanę za to pieniądze, uznanie i nagrody, a on stryczek lub bełt kuszy w klatce piersiowej. Reputacja robi różnicę. - Podsumowawszy swoją wypowiedź dolała sobie wina. Wzięła wizytówkę do ręki i obdarzyła ją krótkim spojrzeniem, acz na tyle długim, by przebiec wzrokiem przez umieszczony na niej tekst. Następnie umieściła ją w jedynej bezpiecznej kieszeni, jaką zapewniał jej obecny strój, czyli w staniku. To niedorzeczne, że kobiece ubrania tak często nie miewają kieszeni. - Słusznie wątpisz. W takim razie odezwę się jeśli będę miała coś do ozdobienia. - odpowiedziała. Potencjalnie jej miecz nie posiadał żadnych zdobień poza wygrawerowanym herbem, ale to właśnie w nim lubiła. Czysta, surowa uroda, pozbawiona jakichkolwiek dodatków. Wypiła za jednym razem połowę zawartości kieliszka. Przyspieszała powoli tempa, a to znaczyło, że może za jakieś pięć następnych kieliszków zrobi się miła.[/b][/b]
Ostatnio zmieniony przez Abaddon Hope dnia 10.04.15 19:42, w całości zmieniany 1 raz
- No i chwała, że są osoby, które parają się brudną robotą i nie przeszkadza im brudzenie sobie rąk. Zwłaszcza wzbudza to we mnie podziw, gdy para się tym piękna i inteligentna kobieta - powiedział bez sztucznej wazeliny i z prawdziwym uznaniem w jego oczach. Cień uśmiechu przemknął przez usta, gdy dopił zawartość kieliszka do końca. Zostało odrobinę dolewki w butelce i natychmiast napełnił sobie szkło. - I faktycznie jest to swego rodzaju hipokryzja... Ale i tak cienka linia między wami istnieje.. cienka, bo cienka, ale jednak - dodał po chwili odnośnie morderców i rycerzy. Jego wzrok powędrował za dłonią kobiety, gdy chowała wizytówkę w.. hm.. staniku. Ciekawa skrytka. Spojrzał na nią ciut drapieżniej znad kieliszka, ale już po chwili ponownie sączył, co jakiś czas czerwonawy płyn starając się nie myśleć o jego smaku. - Będę wyczekiwał twych ognistych włosów na horyzoncie w takim razie... A tak przy okazji... Zabawne, jak bardzo słabe wino może smakować, gdy pije się je w doborowym towarzystwie - na koniec zmienił temat i z interesów przeszedł znów na niewinną i spokojną rozmowę o niczym konkretnym.
Zaśmiała się cicho pod nosem. - Z tą pięknością czasem bywa różnie kiedy ktoś macha co chwilę bronią w twoją stronę. - chyba, że włosy w nieładzie, wściekłą minę i pocięte, zakurzone ubrania można uznać za piękne. Kto co lubi. - Cienkie linie mają to do siebie, że łatwo nimi manipulować i przesuwać dla własnej wygody. Gdyby przestępca zabił kogoś ratując drugiej osobie życie, nikogo by nie przejęło, że walczył w słusznej sprawie. Jeśli ja mając zły humor wydrapię oczy jakiejś wrednej, małej mendzie, to uzna się, że ten ktoś był wredną, żałosną, małą mendą i jego śmierć nie ma większego znaczenia. - powiedziała dość lekkim i obojętnym głosem, bawiąc się jednocześnie kieliszkiem, obracając go na różne strony. Skrytka jak skrytka, najbezpieczniejsza, zawsze na miejscu, zabezpiecza przed pognieceniem się. Wręcz idealna. Uśmiechnęła się nieco, i to o dziwo wcale nie w jakiś mało przyjemny sposób. - Racja. Pewnie dlatego, że człowiek skupia się wtedy bardziej na tym, by brzmieć mądrze i ciekawie, niż na tym, że język cierpnie od tych czerwonawych szczyn. - odpowiedziała, napełniając sobie ponownie kieliszek owymi szczynami.
- Wtedy mamy do czynienia z dzikim pięknem. Tak samo jak z klejnotami. Mogą być oszlifowane i pięknie uformowane... Ale w surowej formie to nadal klejnoty tylko bardziej surowe i dzikie - powiedział z lekko kokieteryjnym uśmiechem. Dopił ostatnie łyki nieapetycznego wina słuchając kobiety jednym uchem i już notując sobie, że z pewnością chętnie ją jeszcze spotka. Widział pewnego rodzaju pozytywy posiadania wśród bliższych znajomych rycerza Nashora. Zwłaszcza, że on sam nie był tyłem siłacza. - Szczęście w nieszczęściu. Moje wino się już skończyło, ale niestety czas również. Czeka mnie jeszcze sporo pracy przy kilku zleceniach, o kolacji nie wspominając - odsuną od siebie kieliszek i zacierając ręce spojrzał z cieniem uśmiechu na ustach w stronę rozmówczyni. Właściwie to dobrze mu się gawędziło, ale wolał zawsze wychodzić jako pierwszy i pozostawiać w innych niedosyt, lub chociaż sprawiać wrażenie bardzo zajętego.. Chociaż to akurat była prawda. - Poznanie Ciebie, Abaddon było dla mnie prawdziwą przyjemnością - ukazał szereg śnieżnobiałych zębów (i kłów) w szczerym z wyglądu uśmiechu. Zastanawiał się czy kobieta poda rękę. Jak poda to ją ucałuje, a jak nie to skończy się tylko na lekkim skłonieniu się.
- Skoro tak uważasz... - odparła, nie polemizując więcej. Nie miała nawet za bardzo z czym, bo i owszem, walka miała w sobie pewien rodzaj piękna. Ab po prostu rozdzielała sferę codzienną, w której dbała bardzo o wygląd, od tej 'roboczej', kiedy był czas nie na wygląd, a na skuteczność. Nie podziwiała w walce widoków, bo to by było zwykłe rozproszenie. Pokiwała głową ze zrozumieniem. - Naturalnie. Obowiązki są najważniejsze. - odparła spokojnym głosem. Może to nawet i lepiej, że zakończył to spotkanie, bo w przeciwnym razie kto wie, ile czasu by tu jeszcze zabawiła? A droga przecież jeszcze daleka, natomiast nie miała zamiaru nocować w mieście. - Mnie również miło było poznać. - odpowiedziała i uwaga: uśmiechnęła się. Był to po pierwsze uśmiech miły i szczery (a przynajmniej na szczery wyglądał), a po drugie uśmiech niewymuszony przez tok rozmowy, przez żaden żart ani nic innego. Takich uśmiechów Ab rzuca niezwykle mało. Może liczyła, że gdy zwróci się do niego po usługi jubilerskie, uzyska zniżkę? Kto wie. Chociaż nie należała do takich, którzy by zniżek potrzebowali. Owszem, podała mu rękę, uprzednio wstając. Tym razem na jego gest zareagowała z mniejszym zdziwieniem, nie było to już takim szokiem. Po jego wyjściu ścierpiała jeszcze około półtora kieliszka wstrętnego wina, nim stwierdziła, że więcej nie zniesie i opuściła lokal, udawszy się z powrotem do domu.
Mairead w swoim życiu zdążyła zawitać do wielu tawern na całym świecie, ale to do Ostatniego życzenia żywiła sentyment. I kiedy jej dom przestał istnieć, a Atlantka straciła wszystkie miejsca do których niegdyś wracała raz po raz, nic dziwnego że jej wybór padł na tę tawernę. Może nie było się czym chwalić, ale od kilku miesięcy Mairead była stałą bywalczynią tego typu miejsc i rzadko kiedy przez cały dzień nie miała w ustach jakiegokolwiek alkoholu. Aż dziw bierze, że jeszcze nie zbankrutowała; najwidoczniej potrafiła oszczędzać dużo lepiej niż większość piratów.
Xaira w wolnym czasie, którego miała w nadmiarze uwielbiała przesiadywać w tejże tawernie i spożywać mocne trunki oraz wabić swoją urodą zarówno mężczyzn jak i kobiety. Tak w zamierzeniu miało być i tym razem kiedy ubrana w czarne szaty ze złotymi naszywkami i z nieodłącznym rapierem u boku zasiadła w tawernie. Tym razem jednak jej uwagę zwróciła postać siedząca przy stoliku obok, która zdecydowanie nie wyglądała na tutejszą. Zdecydowanie największe wrażenie robiły włosy przybyszki. Xaira leniwie nachyliła się w jej stronę i rzekła. -Ładne włosy. Podobają mi się. Swoją drogą nie wyglądasz na tutejszą. A więc witamy w Croglin Grange. mówiąc to uniosła nieco do góry kielich z winem, skinęła głową przyglądając się nieznajomej i napiła się.
Mairead spodziewała się najróżniejszych rzeczy w "Ostatnim Życzeniu", ale nie komplementów dotyczących jej włosów. Co prawda miała świadomość, że była kobietą, a w okół było pełno mniej lub bardziej pijanych mężczyzn i miała świadomość co z tego wyniknie, ale pijacy raczej zwracali uwagi na jej inne cechy wyglądu. - Dziękuję - odpowiedziała ciągle nieco zdziwiona. - Powitanie nieco spóźnione. Odwiedzam to miasto dość regularnie od pięćdziesięciu lat - powiedziała, po czym i tak podniosła swój kieliszek. Każda okazja była dobra do napicia się rumu. Mairead niespiesznie oceniała wzrokiem Ventrue. Bogata, na statku warto byłoby zostawić ją przy życiu dla okupu, choć trzeba by najpierw pozbawić ją tego rapierka. Aidan zawsze jej powtarzał, że powinna przestać oceniać ludzi jakby była na pełnym morzu. Wspomnienia ciągle powodowały nieprzyjemny ucisk w jej klatce piersiowej; Mairead wypiła kolejny łyk ze swojego kieliszka. - Nie wyglądasz na kogoś, kto pasuje do "Ostatniego Życzenia".
Orientacja Xairy również kazała jej zwrócić uwagę na inne cechy kobiety siedzącej obok, niemniej jednak włosy były oryginalne i warte komentarza. Poza tym kobieta zapewne słyszała komentarze dotyczącej każdej innej części ciała. -Pięćdziesiąt lat? To wciąż dosyć krótko. Po takim okresie mieszkania tutaj to niesamowite miasto wciąż mnie zaskakiwało. powiedziała po czym napiła się ze swojego kieliszka. Po chwili poczuła na sobie oceniające spojrzenie nieznajomej. Uśmiechnęła się lekko i odchyliła na krześle cierpliwie znosząc spojrzenie, a kiedy usłyszała stwierdzenie Mairead skinęła lekko głową. Ciekawe w jakim kierunku potoczy się ta rozmowa. -Pewnie masz rację. Ale lubię poznawać życie od różnych stron, a to jest jedna z nich. A co Ciebie tutaj sprowadza? Chwila wytchnienia od codziennych problemów?
Pięćdziesiąt lat to krótko? Cóż, może dla wampirów. Mairead przebywała raczej z krócej żyjącymi istotami i szczerze mówiąc nie chciałaby tego zmieniać. Nie rozumiała, jakim cudem te istoty dożywają pięciuset lat i nie wariują same ze sobą. A może wariują, kto wie? - Och, ja tutaj nie mieszkam. Nie lubię spędzać tyle czasu w jednym miejscu - odpowiedziała rozbawiona. Ciężko wyczuć jakim cudem Mairead mieszkała aż przez dwadzieścia lat w Atlantydzie. Fakt, często wyjeżdżała, ale to nie zmieniało faktu, że prowadziła stosunkowo spokojne życie u boku męża. Aż dziw bierze, że nie zmusił jej do tego czarami. Osobiste pytania; Atlantka nie przepadała za takimi. Wolałaby rozmawiać o ogólnikach. - Można tak powiedzieć - odpowiedziała krótko. Nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić. - Nie boisz się, że ktoś cię napadnie? - spytała, choć przypuszczała że zna już odpowiedź. Po prostu chciała zmienić temat.
Forum Raashtram nazwę ma ku czci Flamberga, jest jednak autorskim dziełem twórców forum. Zawartość Raashtram należy do twórców i graczy, z kolei większość grafik, kodów itp. nie jest naszego autorstwa.