Jeśli tylko zapragniesz, świat Raashtram stoi przed Tobą otworem. Może zechcesz zostać mym Władcą? Nie obawiaj się, jeśli władza to nie to czego szukasz, to możesz przewodzić szlacheckiej rodzinie, prowadzić lokalny biznes, albo może... poszukasz miłości? Jeśli to za mało to mój brat próbuje imponować kobietom swymi wyczynami i przygodami, więc możesz jego wysłuchać.
Och... wybacz o Pani
Twa uroda onieśmiela nawet tak dzielnego rycerza, jak ja. Chcesz posłuchać o mych wyczynach? A może sama poszukujesz przygody? Moja siostra opowiada o spokojnym życiu poświęconym rodzinie i pracy, ale dla mnie życie to przygody! Odkrywanie nowych stworzeń, badanie każdego zakamarka Raashtram i świata poza nim! Walka z piratami, potworami i innymi stworami, które zagrażają tym ziemiom! Nie zwlekajmy dłużej, znalazłem już idealne miejsce na naszą wspólną przygodę.
Skąd "Ostatnie Życzenie"? Bowiem twym ostatnim życzeniem przed śmiercią byłaby jedna, jedyna uczta w tym miejscu. Choć całe Croglin Grange potrafi przyprawić z niebywałą łatwością o wyjątkowo poważną gęsią skórkę, akurat w tej tawernie nie da się pamiętać o grozie miasta. Może i Ostatnie Życzenie ma dosyć wątpliwą reputację, a jednak nie da mu się odmówić wspaniałego jadła oraz cudownych napitków. Właściciel pozbawiony jest jednego oka, a polegając tylko na drugim często wynajmuje sobie do pomocy losowych oprychów, aby pilnowali porządku. Nierzadko sami go burzą. ~Astraea Neventhile
Pięćdziesiąt lat to krótko? Cóż, może dla wampirów. Mairead przebywała raczej z krócej żyjącymi istotami i szczerze mówiąc nie chciałaby tego zmieniać. Nie rozumiała, jakim cudem te istoty dożywają pięciuset lat i nie wariują same ze sobą. A może wariują, kto wie? - Och, ja tutaj nie mieszkam. Nie lubię spędzać tyle czasu w jednym miejscu - odpowiedziała rozbawiona. Ciężko wyczuć jakim cudem Mairead mieszkała aż przez dwadzieścia lat w Atlantydzie. Fakt, często wyjeżdżała, ale to nie zmieniało faktu, że prowadziła stosunkowo spokojne życie u boku męża. Aż dziw bierze, że nie zmusił jej do tego czarami. Osobiste pytania; Atlantka nie przepadała za takimi. Wolałaby rozmawiać o ogólnikach. - Można tak powiedzieć - odpowiedziała krótko. Nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić. - Nie boisz się, że ktoś cię napadnie? - spytała, choć przypuszczała że zna już odpowiedź. Po prostu chciała zmienić temat.
Pięćdziesiąt lat to zdecydowanie krótko, ciężko nawet poczuć, że się żyje przez tak krótki czas. Xairze nawet szkoda było tych innych nieszczęsnych istot, które żyją tak krótko, że nie zdążą niczym się nacieszyć, ani poznać dobrze otaczającego ich świata. -Ah niespokojna dusza. Zapewne widziałaś dużo świata? zapytała przyglądając się kobiecie z ciekawością. Zastanawiające co kobieta robiła na co dzień, że mogła tak podróżować. Uwadze Xairy nie uszła zdawkowa odpowiedź na to dosyć zdawkowe pytanie jednak tego nie skomentowała. -Bać się? Raczej nie. Bardziej współczuje temu kto się porwie na taki czy. Zarówno tutaj w Croglin Grange jak i gdziekolwiek indziej odpowiedziała wampirzyca z drwiącym, pewnym siebie uśmiechem. -Ciebie nikt nie napadł mam nadzieję, podczas Twoich podróży?
Niespokojna dusza? Możliwe, choć Mairead nigdy tak o sobie nie myślała. Po prostu nigdy nie mogła przebywać długo w jednym miejscu z tego czy innego powodu, ot, cała filozofia. Swoją drogą, nie powinna zostawać w Croglin Grange dłużej niż kilka tygodni - co prawda minęło dwadzieścia lat, ale część osób lubi długo chować urazę. - Większość Raashtram - odpowiedziała dość rzeczowo. Bycie piratem jest niewątpliwie bardzo ciekawym i dochodowym zajęciem, aczkolwiek Atlantka od lat była na emeryturze, co niegdyś musiała wyjątkowo często uświadamiać dawnym kompanom. Cóż, to wszystko i tak było już bez znaczenia, skoro oni wszyscy już nie żyli. Mairead uśmiechnęła się, słysząc pytanie wampirzycy. - Ludzie wśród których podróżuję nie są aż tak głupi. - Upiła kolejny łyk rumu. Na bogów, w "Ostatnim Życzeniu" zawsze mieli najlepszy alkohol.
Cóż Xaira nigdy nie opuszczała szybko jakiegoś miejsca, zawsze robiła to po dłuższym pobycie, kiedy czuła się zadowolona z wizyty i poznania lub zrobienia wszystkiego co chciała. Bardzo możliwe, że wynikało to z tego, że z racji braku zawodu wymagającego pośpiechu i ciągłej pracy nie musiała nigdzie gnać w mniejszym lub większym pośpiechu. -Podróże pozwalają zdobyć wiele doświadczeń. A ludzie bogaci w doświadczenia są ciekawszymi rozmówcami. A przynajmniej tak mówi mi doświadczenie. odpowiedziała patrząc na nieznajomą bardziej przychylnie. -Pewna swoich umiejętności. Kolejny plus. Nie lubię ludzi, którym brak pewności siebie zauważyła, po czym przyglądała się jak Atlantka upija łyk rumu. Nachyliła się nieco w jej stronę. -Może toast? Za nowe znajomości?
- Czyżbyś próbowała w dyskretny sposób zachwalać samą siebie? - zaśmiała się. Ciekawe czy to było celowe. Jeśli tak, to cóż, Wampirzyca stanowczo miała zbyt niskie mniemanie o Mairead, co należało jak najszybciej zmienić. Jeśli nie, to znaczy że kobieta powinna popracować nad swoim językiem. Oczywiście, to mogła być sprawka alkoholu, choć według Atlantki nie były jeszcze wystarczająco pijane. - Raczej pewna swojej reputacji - odpowiedziała zwięźle. Może nie powinna się była za bardzo zdradzać, ale rozmowa zbyt przyjemnie się toczyła, aby zwracać na to większą uwagę. Mairead uniosła kieliszek, kiedy jej rozmówczyni zaproponowała toast. - Za nowe znajomości. Atlantka dopiła swój rum. Szkoda, był dobry. Na szczęście na sali kręciła się kelnerka, więc Mairead po chwili mogła cieszyć się napełnionym kieliszkiem. - Nie przedstawiłaś mi się jeszcze - zauważyła.
Xaira zaśmiała się lekko. -Jedynie stwierdzam fakty. Nie potrzebuję się zachwalać. No może troszkę rzuciła nieco zaczepnie i zrobiła minę jak małe dziecko przyłapane na robieniu czego czego nie powinno. -Reputacja to ważna rzeczy, ale zawsze lepiej jak jest poparta czymś więcej na przykład umiejętnościami. Nie mam żadnych wątpliwości, ze w Twoim wypadku tak właśnie jest rzuciła uśmiechając się pod nosem. Coś w jej rozmówczyni, może postawa, a może całe zachowanie podpowiadało Xairze, że umiejętności jej rozmówczyni pozwalają jej w pełni zadbać o siebie. Również wampirzyca przechyliła cały swój kieliszek i wkrótce miała przed sobą nowy. -Wybacz gdzie moje maniery. Xaira. Miło mi. powiedziała wyciągając pewnie do dziewczyny rękę.
Zostawił swego konia, Hidalgo w stajni, wraz z pilnującym go wilkiem, Rohem. Następnie wszedł powoli do tawerny. Ubrany był, jak zwykle (link w ubiorze - kolory: turkusowe), ale dodatkowo, jego szyję zdobił turkusowy szal-apaszka, skrywający bliznę. Srebrzysty nieśmiertelnik połyskując, muskał jego czekoladową skórę przy każdym ruchu w zmysłowy sposób, gdy z gracją i niezwykłą miękkością lawirował między klientami tawerny. Zatrzymał się przy bardze i po krótkiej gestykulacji, która z daleka wyglądała dość dziwnie, dostał kufel przezroczystego płynu. Przysiadł na jednym z taboretów gdzieś z boku pod ścianą i oparł się wygodniej by w ciszy obserwować bawiących się. Zdawał sobie sprawę, że odstawał ale mimo to nikt do niego nie podchodził. Jakby odpychał ich swą odmiennością, kolorem, ubiorem... czy nawet nagością. Zapewne większość od razu brała go za kurtyzanę.
Wieczór. Napełniony entuzjazmem, nadzieją, choć może sztuczną, acz nieuwidocznioną na facjacie, Lyver zagościł w znajomej karczmie. Większość osób mógł kojarzyć, zapewne. Szkoda, że nie miał zbyt dobrej pamięci do twarzy. Jedynie specyficzne urody przykuwały uwagę czarnowłosego wampira. Przechodząc na środek pomieszczenia, ze sztucznym, lecz słodkim uśmiechem, uniósł prawą dłoń, gdzie pomiędzy palcami plasowały się trzy białe karty. –Kto zagra o kilka monet? – Spytał pewnym siebie głosem. Cóż, ostatnimi czasy łowienie głów nie przychodziło zbyt łatwo, toteż każdy zarobek był... dobrym zarobkiem. Następnie wymieniając spojrzenia ze zgromadzonymi, o ile ktokolwiek był zainteresowany, przysiadł do wolnego stolika. A wyczekując na interesantów, porozglądał się. Zawiesił więc czerwone spojrzenie na trzech nieznajomych. Dwie kobiety i jeden blondyn, do tego skąpo ubrany. Lyver zupełnie to rozumiał, także nie łamał się pod ciężarem swej sakiewki. Choć odzież i negliż dość wyzywający... Tak, Lyver nie zrozumiał, że to kurtyzana.
Słowa "zagrać" oraz "monety" zadziałały na niego, jak kluczowe hasła, które zwróciły uwagę Galdiela w stronę mężczyzny, który przed chwilą wszedł do tawerny - ognik nie mógł nie zauważyć. Musiał być z racji swej pracy spostrzegawczy. Podniósł się i w kilku płynnych oraz zwinnych ruchach podszedł do Lyvera. Podniósł rękę, jakby się zgłaszał i uśmiechnął się lekko oraz cieple, przechylając niewinnie głowę w prawo. Z bliska mężczyzna wyglądał jeszcze przyjemniej dla oka, ale nie to miało obecnie znaczenie, a to, co trzymał w dłoni.
Długo nie przyszło czekać, aż jeden z pierwszych interesantów podbił do Lyvera, a ten, prostym gestem dłoni, zaprosił blondyna do stolika. Sekundę później spostrzegł, iż był to ten sam chłopak, którego upatrzył przed momentem. Uśmiechnął się. –Kto nie grał w tę grę, niech wie, że zasady są banalnie proste. Na wejście stawiacie kilka monet. W talii mam trzydzieści dwie karty... – Począł rozwodzić się nad zasadami, których wytłumaczenie zajęło łącznie około pięciu minut. Naprawdę, nie była to skomplikowana rozgrywka. Czarnowłosy rzucił na drewniany stół kilka świecących, okrągłych pieniążków. –I jeszcze jedna, ważna zasada... kto zaprzepaści swoje pieniądze, dodatkowo spełni jedno życzenie każdego jeszcze grającego. Dlatego, ryzyko, im wyżej zajdziesz, tym mniej będziesz musiał zrobić. – Dodał, zupełnie nową zasadę do gry. Gry, którą szczerze mówiąc sam wymyślił. A, niech pijani i trzeźwi ludzie trochę zaszaleją. Ilekolwiek by ich przy stole nie było, czy zgłosiło się dziesięciu, pięciu, dwóch czy tylko jeden, roznegliżowany blondyn. –Wszystko jasne? – Uśmiechnął się szczerze, podekscytowany.
Większość raczej nie miała ochoty na taki zakład, ale Galdiel z pewnością tak. Uśmiechnął się ponownie i rozsiadł wygodnie, lekko pochylając się nad stołem na łokciach i spoglądając na dłonie Lyvera i karty z zafascynowaniem. Pokiwał bardzo intensywnie głową, a potem sięgnął do sakiewki. Przez moment jakby się zastanawiał i robił coś na jednej dłoni palcami, bo odginał je i zaginał. Ale w końcu wyjął trzy monety i położył na stole przechylając głowę i pokazując na monety z niepewnym uśmiechem. Swoją drogą był ciekaw, co móglby chcieć kazać mu zrobić i vice versa. Co miałby zrobić? Wiele nie potrafił. Ale przynajmniej działo się coś ciekawego.
Stało się tak, niedziwne, że po kilku rozgrywkach, które suma summarum nie dotrwały do końca, większość mężczyzn się rozpłynęła. Nie mieli zamiaru tracić swego dorobku na grę, z której mogą dodatkowo ponosić jakieś tam kary. Mało tego, nie posiadali w sobie ani krzty rozrywki! A Lyvera widocznie mocno złapało po ostatnim występie w Amfiteatrze. –Niech będzie, ich wejściowe i tak zostaje. A więc gramy między sobą. Jak Ci na imię? – Zapytał, choć nie uniósł spojrzenia, tasując karty. Kochał oszukiwać. Miał zamiar wykorzystać swe jakże podłe zdolności, by zgarnąć monetki dla siebie, a także jedno życzonko. Bez zależności od tego, co odpowiedział, i o ile, blondyn, wampir rozdał karty.
Rzucam, kto wygra rozgrywkę. 1-3 Galdiel 4-6 Lyver
Spodobał mu się głos mężczyzny i to jak spokojnie się zachowywał. Sam Galdiel dzięki temu też się zrelaksował. Po chwili zapytał go o imię. Ognik drgnął lekko, i po chwili uniósł się i nachylił nad stołem do Lyvera, który swojego imienia niestety nie podał. Wyglądało to dość kokieteryjnie, zwłaszcza gdy spod jego luźnej narzutki-kamizelki zaczęły wystawać sutki i większa część ciała. Niemniej Galdiel próbował jedynie pokazać trzymany w dłoniach nieśmiertelnik, który wisiał na jego szyi. Na metali widniał napis "Galdiel Caecitas". Uśmiechnął się przy tym. Nie przejął się wielce przegraną nawet się uśmiechnął i wzruszył ramionami, po czym spojrzał wyczekująco na rozmówcę, ciekaw czy poda mu swe imie albo jakieś żądania, a może chce grać dalej.
Monety oraz życzenie należały do Lyvera. Wygrał, bo cóż, taki był z niego potworny szuler. Niemniej, kilka sekund wcześniej blondyn nachylił się nad stołem, ukazując nieśmiertelnik z wygrawerowanym imieniem. Niemowa? Wywnioskował wampir, choć nie był pewien swych przypuszczeń. Wszakże chłopak mógł jeno słodko się zachowywać. Ot tak, niepozornie. –Może następnym razem Ci się uda. – Odparł, opierając plecy o krzesło. Życzenie, życzenie... taniec... śpiew... a może zbłaźnienie się? A może prościej kazać mu postawić mi kilka kufli piwa. Tionh po dłuższym zastanowieniu się i nie dojściu do spójnego porozumienia ze swymi myślami, odpowiedział: –Nie mogę niczego wymyślić. W czym jesteś dobry, Galdielu? – Wymienił spojrzenie ze skąpo ubranym. To prawda, że Lyv nie wyjawił swego imienia i... nawet nie miał ochoty tego robić.
Skinął głową na słowa, że może innym razem mu się uda. Usiadł też wygodnie znów na krześle i wsparł brodę na dłoniach, wyczekując werdyktu Lyvera. Nie wiedział, czego on by chciał ale umowa to umowa. Pytanie zbiło go z tropu. Zastanowił się chwilę, po czym zerknął podrapał się z zakłoporaną miną po karku. Jak ma mu to pokazać... Wstał i widząc sztylety Lyvera, pokazał je palcem, a następnie przystawił dłonie do siebie pokazując długość sztyleu, a następnie oddalając od siebie dłonie. Następnie udał że trzyma to w dłoni i tym macha kilka razy, po czym pokazał na siebie i zrobił zgrabny piruet i wygiął się kilka razy zwinnie, niczym w tańcu. Następnie stanął jak słup soli, przechylił głowę i uśmiechnął niepewnie, ciekaw czy mężczyzna go zrozumie.
Ostatnio zmieniony przez Galdiel Caecitas dnia 22.02.19 21:08, w całości zmieniany 1 raz
Lyver spojrzał z uwagą na blondyna, który zaczął dziwnie gestykulować. Tak, niemowa... Wpierw pokazał palcem sztylet, potem jego długość, zaczął machać niewidzialnym bytem w powietrzu i kręcić się zgrabnie. Tionh zrozumiał, co miał zrozumieć. –A więc walka. – Krzyknął niemalże, wyciągając jedno z ostrzy, szybko wbijając je w blat stołu. –Skoro to w walce jesteś dobry, zmierzymy się. – Z błyskiem w oku wstał prędko, odpychając pupą krzesło. Te zaś szurnęło z okropnym dźwiękiem. Te elastyczne ruchy, wskazanie na broń, Lyv był pewien, że roznegliżowany chłopak preferuję taniec ostrzy. Wyciągając drugi sztylet, począł iść w stronę wyjścia, gdzie też poczekał, by Galdiel stanął do walki. No chyba, że coś go zatrzymało. Na twarzyczce wampira gościł delikatny zarys uśmiechu.
Wytrzeszczył oczy i spojrzał na Lyvera wpierw zszokowany, a potem zaśmiał się bezgłośnie idąc za nim. Pomachał przecząco głową i rękoma wciąż się śmiejąc. Następnie machnął na niego by za nim poszedł i ruszył do stajni. W środku w jednym z boksów czekała jego koń, Hidalgo, a obok leżał wilk Roh. Zwierzęta wyraźnie olały obcego zbyt zmęczone by okazać nawet minimum zainteresowania. Galdiel chwycił długie zawiniątko, które tam zostawił i po chwili wyjął z niego rapier oraz sejmitar, który pieszczotliwie zwał "śpiewającym". Broń wdzięcznie dźwięczała przy każdym ruchu. Uniósł dłoń w geście pokojowym i uśmiechnął lekko do Lyvera, by po chwili wygiąć się do tyłu zwinnie, kładąc rapier na stopie, po chwili gdy odgiął się ostatecznie, podrzucił stopą rapier, zrobił przeskok do tyłu i obrót po czym zwinnie złapał rapier, ruszając przy tym biodrami, a wszystko w rytm nieistniejącej muzyki, z przymrużonym wzrokiem. Po krótkiej demonstracji tańca, Galdiel odłożył oba miecze i spojrzał na mężczyzne rozkładając ręce na boki i uśmiechając się niewinnie.
Z zarysem delikatnego uśmiechu na bladej facjacie, dwójka mężczyzn powędrowała do stajni. Tam zaś Galdiel pokazał swe umiejętności w walce, czy tam w tańcu albo... w połączeniu tych dwóch sztuk. –Nieźle. – Syknął rozentuzjazmowany Lyver, chwytając dwa sztylety. W porównaniu do rapiera oraz sejmitara, wyglądały dość mizernie. Acz wampirek nie zamierzał ustąpić, wręcz przeciwnie, dostarczyć sobie więcej rozrywki tego dnia. –Kto pierwszy powali przeciwnika na łopatki, wygrywa. – Dodał, odstawiając prawą nogę w tył; stając w pozycji do pojedynku.
Wpierw zrobił minę lekko zaskoczoną i niezbyt zadowoloną, jakby zastanawiał się czy to dobry pomysł. Niemniej westchnął wbił na moment ostrza w ziemię, aby w dwóch zgrabnych ruchach zdjąć z siebie narzutę i szal. Był teraz nagi od torsu w górę, co tyczyło się także odsłonięcia wielkiej szramy na szyi. Schwycił rękojeści obu mieczy, po czym stanął lekko, niemal na palcach wpatrując się spokojnie i wciąż ciepło w Lyvera. Jeśli wampir też obserwował przeciwnika to zapewne ciężko było przeoczyć jego źrenice... dla ogników - o ile ktoś wie, że to ich cecha - dość charaktersytyczne jest to że im dłużej patrzysz na ich oczy tym bardziej źrenica się rozszerza, aż białka całkowicie znikają i oczy są niemal czarne, jakby chciały cię pochłonąć i przejrzeć na wskroś, jest to tyle przerażający co niemal hipnotyzujący widok, z którego sam Galdiel niewiele sobie jednak robi... o zdawaniu sobie z niego sprawy nie wspominając. Cierpliwość leżała w jego naturze toteż spokojnie stał, mięśnie miał lekko napięte, chociaż jego nogi gotowe były cały czas, jak u tancerza. Nie nastawiał się na walkę. Zamierzał z tym mężczyzną zatańczyć, ale "po swojemu".
Wampir obdarzył blondyna pełnym skupieniem. Styl walki między dwójką mężczyzn był podobny. Galdiel tańczył w pojedynku, a Lyver skupiał się na szybkich, precyzyjnych atakach. –Zacznijmy. – Rzucił czarnowłosy, uginając kolana. Zszedł ciałem do niższej pozycji, wystawiając sztylety przed siebie. Ruszył żwawo, choć nie miał zamiaru ranić przeciwnika. Był zbyt uroczy na jakiekolwiek draśnięcia. W związku z tym Tionh nie wykonał zamachu ostrzem. Upadając na nadgarstki, spróbował złapać niewielki ślizg, coby następnie obrotem nogi z podłoża, podciąć stabilizację blondyna.
Rzucam, czy uda mi się przewrócić Galdiela ( ͡° ͜ʖ ͡°) (+1 do wyniku od większa zwinność na 1 poziomie) 1-3 nie 5-6 tak
Widząc zamach na swoje nogi, Galdiel podskoczył miękko i spróbował wykonać fikołek w powietrzu nad Lyverem, aby wylądować za nim. Wciąż się lekko uśmiechał. Szybko wbił w międzyczasie ostrza ponownie w ziemię, a śpiewający sejmitar dzwonił lekko. Lądując na ziemi planował doskoczyć do Lyvera od tyłu i niczym w tańcu, porwać za rękę, okręcić, jak partnerkę i na koniec, miast przytrzymać, puścić prosto w siano.
Rzut k6 na przeskok +1 koordynacja ruchu (6+1 = supcio) Rzut k6 na piruecik +1 taniec (3+1 = oksy)
Ogólnie przeskok w powietrzu wyszedł mu tak pięknie, że sam był pełen podziwu, z jaką gracją wylądował na ziemi, a i piruet wyszedł mu nienajgorzej.
O ile Lyver jakoś się z piruetu nie uwolnił, to Galdiel posłał go w siano.
Ostatnio zmieniony przez Galdiel Caecitas dnia 25.02.19 0:22, w całości zmieniany 2 razy
Ah, przebrzydłe to i niedobre! Wampirkowi nie wyszedł wymyślony na szybko pomysł, toteż wjeżdżając pod nogi przeciwnika, wystawił się na pełny atak. Tak też się stało. Galdiel nie próżnując, wykonał kilka akrobatycznych pokazów, wprowadzając Lyvera w taniec. Zakręcony kilka razy, gdy miał odchodzić w stronę siana, spróbował złapać rękaw niemowy. Wówczas mógłby go pociągnąć za sobą.
Rzucam, czy uda mi się pociągnąć ze sobą Galdiela (+1 do wyniku od większa zręczność na 1 poziomie) 1-3 nie 5-6 tak
Niestety nie udało się po raz kolejny. Z lekkim uderzeniem, Tionh wpadł prosto w miękką kupkę siana. W tej pozycji, z rozłożonymi rękoma i nogami, lekko ogłuszony, był podatny na wszelkie ruchy towarzysza ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ostatnio zmieniony przez Lyver Tionh dnia 25.02.19 13:58, w całości zmieniany 1 raz
Forum Raashtram nazwę ma ku czci Flamberga, jest jednak autorskim dziełem twórców forum. Zawartość Raashtram należy do twórców i graczy, z kolei większość grafik, kodów itp. nie jest naszego autorstwa.