Może Nashorkę rozbawiłby akt hipokryzji ze strony jednego z "wzorowych pracowników", gdyby nie to, że miała naprawdę parszywy humor. Na domiar złego musiała trzymać swoje emocje na wodzy. Awantura jedynie by jej zaszkodziła, nawet gdyby wyszła z niej zwycięsko. Wszak arystokracji to nie przystoi, prawda? Dlatego właśnie preferowała działanie z ukrycia. Skrytobójstwo było prawdziwą sztuką, którą ta zamierzała opanować do perfekcji. W skrócie, nie mogła nic zrobić, dopóki nie zostałaby zaatakowana. A mężczyźni wyraźnie stracili ochotę do bitki.
Gdy przeszli obok, usta kobiety wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Jej wzrok powędrował w stronę brata. Głowa rodu. Był cholerną głową rodu, a nawet nie miał odwagi, aby się jej przeciwstawić! Dlaczego miałaby być mu posłuszna? Komuś, w jej mniemaniu, aż tak żałosnemu? Przynosił wstyd swemu rodowi, toteż jej spojrzenie przepełnione było pogardą.
- Jesteś z siebie zadowolony? - zapytała z wyraźną pogardą. - Przyniosłeś wstyd całej naszej rodzinie.
Dlaczego to on został wybrany? Bo urodził się z penisem między nogami? Bo był "czysty"? Nie nadawał się do roli, którą przydzielił mu ojciec. To było wiadome już od samego początku. Więc dlaczego? Przy takim przywódcy, miała wielką ochotę odejść. Po prostu przepaść, wyrzekając się wszelkich wygód. Z jej perspektywy było to znacznie lepsze niż zhańbienie swojego dobrego imienia. A Belial, jako głowa rodu, reprezentował także i ją. Zdawał sobie z tego sprawę?